To "stara-nowa" historia. Należałoby zacząć od dzieciństwa i wypraw do lasu z rodzicami, później już samodzielnych. Był to czas poznawania lasu, głównie roślin i siedlisk leśnych. Kiedy byłem nieco starszy, jako uczeń podstawówki, wstąpiłem do SKKT PTTK. Wspólnie wędrowaliśmy, podróżowaliśmy, poznawaliśmy różne zabytki, dla mnie jednak najważniejsza była przyroda. Namiętnie fotografowałem, zapisywałem... Z biegiem lat uzyskałem kolejne stopnie kadry PTTK: przodownika, instruktora krajoznawstwa. Prowadząc ludzi, pokazywałem im to i owo. Złaziłem niemal całą Polskę, widziałem - przez lata - wszystkie ważniejsze zabytki. "Pomagały mi" regulaminy odznak krajoznawczych. "Odsyłany" do ciekawych miejsc, starałem się dotrzeć, poznać...
Kiedy trafiłem na ZNACZKI TURYSTYCZNE ("drewniane krążki"; "klocki") zwróciłem uwagę na rysunek, później na treść... Potraktowałem je jako kolejne "odsyłacze": idź, zobacz. Będąc w "danym miejscu" kupiłem jeden, później drugi i zacząłem zbierać. Dziś wiem, że ZNACZKI TURYSTYCZNE tylko niekiedy zaprowadzą mnie w nowe miejsce. Powstają by reklamować "znane", by przyciągać turystę i niech tak będzie. Nie jeżdżę do "miejsc znaczkowych" by kupić kolejny egzemplarz do kolekcji. Gdy trafię na "klocek" to kupię. Jest on pamiątką, oryginalną, niepowtarzalną pamiątką. Niestety, dość często zdarza się, że "zabrakło", że "wyprzedano" (w ubiegłym roku bodaj 5 miejsc; w tym roku - jedno). Liczę jednak, że pojawią się, że przy kolejnej wyprawie, kupię. Gorzej, jeżeli jest to "w Polsce"...