Od dziecka co roku wyjeżdżam razem z rodzicami w góry - nie tylko do zatłoczonego Zakopanego, ale także w inne, mniej znane pasma polskich szczytów i wzniesień. We trójkę zawsze podziwiamy krajobrazy i staramy się korzystać jak najlepiej z każdych wakacji i dłuższych weekendów. O Znaczkach Turystycznych dowiedziałam się 3 lata temu, tak naprawdę zupełnym przypadkiem. Natknęłam się na nie po raz pierwszy w Beskidzie Żywieckim, a dokładniej na Hali Lipowskiej. Z początku uważałam je jako formę jednorazowej pamiątki - okej, mały drewniany krążek, można go gdzieś powiesić, więc czemu by go nie kupić. W każdym schronisku jakaś oryginalna pamiątka się znajdzie. Jednak im więcej informacji o Znaczkach odnajdywałam, tym bardziej byłam zaciekawiona ideą oznaczania w ten sposób ważnych, ciekawych miejsc nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach. Zaczęłam więc wyszukiwać ich coraz więcej.
Teraz dużą część naszego górskiego zwiedzania opieramy na Znaczkach Turystycznych - mamy wtedy większą pewność, że dane miejsca warto zobaczyć. Chociaż według mnie nie wszystkie wartościowe obiekty są jeszcze oznaczone, ale widzę, iż stale są dodawane nowe odznaczenia. Nawet podczas jednio- lub dwudniowych wycieczek do innego miasta, szkolnych lub rodzinnych, staram się sprawdzać, gdzie dostępne są znaczki. Można też żartem powiedzieć, że mimo ukończonych 16 lat mogę przy okazji dalej bawić się w małego odkrywcę ciekawych miejsc i budynków. Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tego, iż dowiedziałam się o nich i mogę stale powiększać swoją kolekcję.