Przygoda ze znaczkami dopiero się zaczęła, owa Telesforówka była pierwszym wypadem w góry jaki odbyliśmy z moim mężem, dzieckiem i psem. Wcześniej mąż nie przepadał za chodzeniem po górach, ale postanowił się dla mnie poświęcić i wyjechaliśmy na weekend do Brennej. Pierwszego dnia nie doszliśmy nigdzie, dziecko zrobiło się marudne, mąż nie spodziewał się, że tak ciężko mu będzie z dzieckiem w nosidełku, a pogoda stawała się niepokojąca, więc zrezygnowaliśmy z wędrówki i wróciliśmy do domu. Taki obrót sprawy bardzo zmobilizował mojego małżonka i drugiego dnia postanowił, że „gdzieś dojdziemy”. I tak zrobiliśmy. Z radości kupiliśmy metalowy znaczek, nie wiedząc o tym, że to z drewnianym jest więcej zabawy.
Dopiero po powrocie do domu zaczęłam czytać o szczytach i znaczkach, uświadamiając sobie tym samym jak poważny błąd popełniliśmy. Tydzień później znowu byliśmy w Brennej, w Chacie Wuja Toma i tam już kupiliśmy zarówno metalowy jaki i drewniany znaczek, a najbliższy wypad planujemy do Bielska na Kozią Górę. Na razie z racji wieku dziecka nasze wyprawy muszą być w miarę krótkie i niezbyt wymagające, ale mam nadzieję, że z czasem będziemy zdobywać ambitniejsze szczyty :)